Tak dawno mnie nie było,wakacje minęły,rok szkolny się zaczął,a na blogu nic mi się napisać nie udawało! :P Aż do teraz, bo stwierdziłam,że po prostu muszę napisać o pewnym krótkim,a bardzo dla mnie ważnym zdarzeniu z zeszłego roku - otóż dostaliśmy jakże fascynujące zadanie na lekcji polskiego,żeby znaleźć sobie w starych podręcznikach innych klas jakiś obraz i go opisać według szablonu. Zabrałam jakąś pierwszą z góry książkę (pamiętam,że miała zieloną okładkę) i otworzyłam gdzieś pomiędzy jej końcem a środkiem.Do teraz pamiętam dokładnie całą masę szczegółów, na przykład to,że miniaturka obrazu,który zobaczyłam,była w prawym dolnym rogu prawej strony,że podręcznik leżał krzywo (jak zazwyczaj - siedziałam bokiem)... "Der Wanderer über dem Nebelmeer" , czyli "Podróżnik (myśliciel?) nad morzem mgieł",to obraz w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia.Nie dawał mi spokoju,aż nie znalazłam tego podręcznika,nie wyszukałam autora i nie przeglądnęłam reszty obrazów Caspara Davida Friedricha - niemieckiego malarza, z romantyzmu bodajże ;) Poniżej trzy inne,te
z ulubionych,bo gdybym miała pokazać wszystkie,które mi przypadły do gustu musiałabym pokazać całą twórczość :3
Wszystkie je cechuje spokój,czasami dramatyzm,tajemniczość - wcześniej byłam wielką fanką van Gogha,a chociaż nadal doceniam jego dzieła, romantyczny Friedrich z pewnością stał się moim ulubionym malarzem
wtorek, 17 września 2013
piątek, 12 lipca 2013
Krecik i kreciki :3
Takie małe przechwalanie się- blog powolutku się rozwija, oto 20 post,mamy też ok.1400 wyświetleń ;) Jakoś to będzie,tylko reklamy potrzeba :<
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Wakacje :D
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Everybody in the party do the cha-cha!
Taniec! :D To jest coś,co uwielbia każdy,a do tego - każdy w innej formie! Jest udowodnione,że ma dobry wpływ na odporność i wiele innych zdrowotnych rzeczy,dlatego - w trosce o wasze zdrowie i dobre samopoczucie sprezentuję wam kilka kawałków,które same sprawiają,że chcąc nie chcąc podrygujemy w ich rytmie :)
1.) Ricky Martin - La Vida Loca. Ze "Shrek'a",więc pewnie każdy zna albo chociaż kojarzy :P
2.)Cotton Eyed Joe - najbardziej chwytliwa,najbardziej skoczna piosenka wszechczasów! :D Leciutko trudna do zaśpiewania :P
3.)Chelo - Cha-cha,czyli piosenka z kawałkiem tekstu,który wyjątkowo przypadł mi do gustu i posłużył za tytuł posta :)
Eh,sama nie wiem,o czym właściwie napisałam, ale nie szkodzi :D Mam dobry humor i nie mam zamiaru go sobie psuć myśleniem xP
1.) Ricky Martin - La Vida Loca. Ze "Shrek'a",więc pewnie każdy zna albo chociaż kojarzy :P
2.)Cotton Eyed Joe - najbardziej chwytliwa,najbardziej skoczna piosenka wszechczasów! :D Leciutko trudna do zaśpiewania :P
3.)Chelo - Cha-cha,czyli piosenka z kawałkiem tekstu,który wyjątkowo przypadł mi do gustu i posłużył za tytuł posta :)
Eh,sama nie wiem,o czym właściwie napisałam, ale nie szkodzi :D Mam dobry humor i nie mam zamiaru go sobie psuć myśleniem xP
niedziela, 16 czerwca 2013
Moda,eh,moda
piątek, 7 czerwca 2013
Londyn - wrażenia i konsekwencje :)
wtorek, 21 maja 2013
O sowach...
Ostatnio niemożebnie popularna stała się biżuteria wszelaka z sowim motywem. Można kupić takiego mądrego ptaszka w co drugim,ba,w każdym prawie sklepie z łańcuszkami i bransoletkami wszelkiej maści, na co którejśtam stronce o modzie itd szwendają się takie cudeńka i królują w umyśle każdego, kto je zobaczy - bo ładne to,eleganckie i tak dalej. Poza tym, wszystkich tak jakoś do sówek ciągnie, czyż nie? Mnie na przykład też (nie,nie tylko na sobie opieram te słowa xP) - podobałby mi się taki wisiorek, a owszem, nawet bardzo :) Nie zastanawiałam się nad tym i teraz też nie, ale dowiedziałąm się o nocnych drapieżnikach czegoś bardzo ciekawego (niech żyje "Worek Kości" Stephena Kinga!!!) - a mianowicie, że mają one podobno odstraszać duchy, demony i inne słodziaki tego typu. Plastikowe,wypchane, z metalu czy drewna - ustawione w domu, gwarantują,iż nie będzie w nim straszyło, a noszone przy sobie - chronią przed milutką kompanią z cmentarzy i mhrocznych lasów. Fajna ciekawostka, rozmyślać nie będę, bo jeszcze sama siebie przekonam do istnienia takich cudów-niewidów i zacznę sztuczne sowy hurtowo kupować :D
niedziela, 19 maja 2013
Wędkarz,ponton i filozofia
A więc,zacznę od faktu, iż kiedy tylko się da,pakuję się z rodziną do przyczepy i jedziemy w siną dal. W sumie,to najczęściej nie w taką siną dal,tylko gdzieś w góry,nad jezioro,w góry,w góry albo góry,w góry czasami, no i jeszcze od czasu do czasu do Czech. Najczęściej nad polem,na którym się zatrzymamy myślimy dzień przed wyjazdem,ale to już inna kwestia - w tym momencie ważne jest to,że w naszym wielkim,śląskim, zakurzonym mieście czasu wolnego spędzać nie lubimy ;)
A teraz historia z pola wczorajszo-weekendowego - pole,gdzie "zacumowaliśmy" było bardzo ładne, duże, zadbane itp, z dwoma basenami (nieczynnymi,bo sezonu ni ma),placem zabaw i STAWEM.Ów staw był okupowany przez wędkarzy, pomimo tego ,że był na terenie ośrodka,o czym nie wiedzieliśmy (o tej okupacji,oczywiście xD) i dlatego właśnie popełniłam niewybaczalny błąd wypłynięcia na nieszczęsny zbiornik wodny miom kochanym pontonem, za co dostałam niezły ochrzan,dowiedziałam się,że "straszę ryby,mam ZJEŻDŻAĆ" i że gruby wędkarz z groźną miną wezwie policję. Po żyłce nie przejechałam,szczerze mówiąc - pływałam od niej ładne dziesięć metrów,ale po co się użerać z takim? Trudno,odpłynęłam,ale potem uśmiałam się nieźle wyobrażając sobie jego telefon na komendę : "Halo,policja? Przypłynęła tu pontonem dziewczyna jakaś i mi ryby straszy,proszę przyjechać!" To mnie popchnęło do różnych rozmyślań - bo przecież mogłam sobie dalej spokojnie pływać,ale potem bym wyszła i zapomniała o tym zajściu,w którym by nic aż tak szczególnego nie było - a tak,myślałam o tyum długo,to zapamiętam i to coś absolutnie komicznego (dla mnie,jestem złem tego świata). Tak więc coś pozornie złego,co trwało parę minut,dało mi ładny tydzień chichrania się z wędkarza,a jego dobro (zwinęłam się bez słowa) nie daje mu nic. A gdybym się wykłócała,zepsułoby mi to humor i już by mnie dziadzio nie bawił. Czyli czasami lepiej być uległym? Czyli zgadzając się na takie bezceremonialne wypędzanie, można zrobić coś lepszego dla siebie? Czy coś nieprzyjemnego jest nieprzyjemne tylko w czasie trwania zdarzenia,a potem normalnieje,albo staje się śmieszne? Nigdy nie myślałam w ten sposób...
A teraz historia z pola wczorajszo-weekendowego - pole,gdzie "zacumowaliśmy" było bardzo ładne, duże, zadbane itp, z dwoma basenami (nieczynnymi,bo sezonu ni ma),placem zabaw i STAWEM.Ów staw był okupowany przez wędkarzy, pomimo tego ,że był na terenie ośrodka,o czym nie wiedzieliśmy (o tej okupacji,oczywiście xD) i dlatego właśnie popełniłam niewybaczalny błąd wypłynięcia na nieszczęsny zbiornik wodny miom kochanym pontonem, za co dostałam niezły ochrzan,dowiedziałam się,że "straszę ryby,mam ZJEŻDŻAĆ" i że gruby wędkarz z groźną miną wezwie policję. Po żyłce nie przejechałam,szczerze mówiąc - pływałam od niej ładne dziesięć metrów,ale po co się użerać z takim? Trudno,odpłynęłam,ale potem uśmiałam się nieźle wyobrażając sobie jego telefon na komendę : "Halo,policja? Przypłynęła tu pontonem dziewczyna jakaś i mi ryby straszy,proszę przyjechać!" To mnie popchnęło do różnych rozmyślań - bo przecież mogłam sobie dalej spokojnie pływać,ale potem bym wyszła i zapomniała o tym zajściu,w którym by nic aż tak szczególnego nie było - a tak,myślałam o tyum długo,to zapamiętam i to coś absolutnie komicznego (dla mnie,jestem złem tego świata). Tak więc coś pozornie złego,co trwało parę minut,dało mi ładny tydzień chichrania się z wędkarza,a jego dobro (zwinęłam się bez słowa) nie daje mu nic. A gdybym się wykłócała,zepsułoby mi to humor i już by mnie dziadzio nie bawił. Czyli czasami lepiej być uległym? Czyli zgadzając się na takie bezceremonialne wypędzanie, można zrobić coś lepszego dla siebie? Czy coś nieprzyjemnego jest nieprzyjemne tylko w czasie trwania zdarzenia,a potem normalnieje,albo staje się śmieszne? Nigdy nie myślałam w ten sposób...
środa, 15 maja 2013
Przepis na żelki domowej roboty! :D
15 g żelatyny spożywczej w proszku
350 ml wody
30 g syropu owocowego(np. truskawkowego lub wiśniowego)
20 g cukru
10 g miodu (najlepiej płynnego)-ja dałam normalny,ze słoika
3 g kwasku cytrynowego
Przygotowanie:
1. wymieszać dokładnie żelatynę z 250 ml wody i zostawić by mieszanka napęczniała.
2. podgrzać nie dopuszczając do zagotowania.
3. rozpuścić osobno w pozostałych 100 ml wody kwasek cytrynowy i cukier
4. najpierw do żelatynowego roztworu wlać miód, później cukier z kwaskiem, a następnie bardzo dokładnie wymieszać
5. na sam koniec dodać syrop owocowy, ciągle mieszając.
6. wymieszane składniki, zdjąć z gazu i zostawić na parę minut.
7. przygotować dowolne foremki lub tacę,oprószyć mąką ziemniaczaną ale to nie jest konieczne i wylać żelkową masę.
8. Wstawić do lodówki do stężenia.
Sama próbowałam,dziwne jakieś były,ale dobre ;P Zęby mnie bolały okropnie,ale cóż - takie je mam wrażliwe... za to żelki - pycha! :D
Zdjęcie jak zawsze z internetu,swoimi się nie chwalę ;)
poniedziałek, 6 maja 2013
Płonące skrzypce
czwartek, 25 kwietnia 2013
Przeżyje?
Przeżyje,czy nie? To pytanie cały czas łomocze mi w głowie.O kogo,o co chodzi? O świnkę morską Słonikę,która po utracie możliwości posługiwania się zębami (przednie musiały zostać wycięte,tylnie czekają na bardziej skomplikowany zabieg - potrzebna będzie narkoza) jest zdana na moją dobrą pamięć i opiekę - musi jeść papki ze strzykawki.Pół jabłka,dwie łyżki stołowe kaszki ryżowej dla małych dzieci,woda,mikser,filiżanka,strzywka - przepis weterynarza na życie dla zwierzątka,które kiedyś było tłuściutkim,wesołym piskaczem,a teraz - kulącym się szkielecikiem,który pluje i odwraca głowę,sprawiając,że po raz kolejny czuję kręgi kręgosłupa pod rzadkim futerkiem i skórą, przypominające mi o gorzkiej ironii jej imienia.Przerażona świnka wygląda wręcz przerażająco,ale jeszcze bardziej przerażające jest wyobrażanie sobie reakcji młodszego brata (teoretycznie jej pięcioletniego właściciela),kiedy zdechnie... jeśli zdechnie.Bo może przeżyje..?
środa, 17 kwietnia 2013
Wiosnaa.. aaa... AAA... PSIK!
Wracam sobie spokojnie przez park do domu,za mną dzień,który przez ból głowy dłużył się niemiłosiernie - na szczęście,pododa mnie nie próbuje dodatkowo dobić.Słonko przygrzewa,cieplutko-milutko,nawet nie pomyślałam o założeniu kurtki, a w parku pięknie! Od razu się lepiej czuję lepiej,zielono już się tam robi i słońce świeciło przez liście,rzucając na chodnik zielonkawe światło,ludzi cała masa - gimnazjaliści po szkole na ławkach, starsi ludzie dbający najwyraźniej o zdrowie, no i mnóstwo dzieci,od przedszkolaków,które wybrały się na plac zabaw z mamusiami,po te starsze które przyszły tam same ;) Naprawdę,cud-miód,bomba-tromba,ptaszki śpiewają,a ludzie - kichają :p Kichają,i to jak! Niektórzy jak armaty,głośno jak basy na koncercie,inni cienko i piskliwie,jeszcze inni tylko cały czas wycierali nos chusteczką - a ja,bez zadnej alergii,dopiero tego dnia się dowiedziałam,jak bardzo jestem złośliwa (na razie kryję to w zakątkach mojej czarnej duszy }:] ). Ile miałam ubawu,oberwując "wiosennych kichaczy",wiem tylko ja i ci,którzy czytają tę notkę pisaną z szerokim uśmiechem czarownicy :D
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Skarby Youtube'a

"Cats!"
"Orange"
czy "Field of memories"
trzy moje ulubione,nie licząc wcześniej wymienionego :) Ogólnie więcej opowiedzieć nie mogę,oprócz wyrażenia nadziei,że spodoba wam się różnorodna zbieranina melodyjek Waterflame'a,bo mi osobiście podoba się bardzo, poprawia humor :p
sobota, 9 marca 2013
Samochody
Jako małe dziecko nie zbierałam "HotWheelsów",plastikowych aut ze stacji benzynowych ani modeli aut starszych czy nowszych z gazet (w przedszkolu zbierałam kamienie i żużel,ale to nie jest chwalwbne ani związane z tematem ;p).Jako dziecko z podstawówki z pełnym pogardy pobłażaniem patrzałam na chłopców z autkami,a w klasach 'starszych' (4-6) prychałam nad tymi z magazynami kolekcjonerskimi w rękach,że "powinno się im to już dawno znudzić"... O,okrutna ironio!
Powiedzcie sami,czy auta nie dorównują pięknem ogniowi? Te starsze,odnowione - klasyka,elegancja,zdawałyby się patrzeć na inne z wyższością i te nowe,szybkie,niepokonane,smukłe,rzucające wyzwanie już samym swoim wyglądem!Uwielbiam teraz oglądać na forach czy w magazynach zdjęcia,mogę stać pół godziny przy ulicy i wgapiać się w przejeżdżające samochody,rysuj e te,które narysować potrafię... Szybkie i leniwe,niskie i wysokie,wyścigowe,do transportu,piękne,wdzięk na czterech kółkach... No i zapewne sama przyjemność prowadzić - nie wiem,bo na prawo jazdy jeszcze muszę poczekać,ale znam poczucie władzy i samodzielności różniącej się od innych,towarzyszące prowadzeniu po torze gokarta,podobnego przecież do auta pod pewnymi względami.Życzę wam wszystkim Ferrari F12 Berlinetta na urodziny! :D
środa, 6 marca 2013
Promocja!
poniedziałek, 4 marca 2013
Tramwajem do Katowic
piątek, 1 marca 2013
Skarpety metodą na nudę
Nadszedł ten pełen grozy moment,kiedy musiałam "kopnąć w szafę",czyli,dla niezorientowanych - zrobić jako taki porządek w tymże meblu.Cóż w tym złego? Ano to,że zawsze,ale to zawsze każe się,że jedna połowa ciuchów będzie się nadawała tylko i wyłącznie do prania,gdzie trzeba je wynieść na kiju od miotły trzymanym jak najdalej od siebie,a stan drugiej będzie się wachał pomiędzy "nieziemsko,niewyobrażalnie wygnieciony" a "wygnieciony bardziej,niż przeciętny człowiek jest w stanie to objąć umysłem".No i będą skarpety,które są złem tego świata - za każdym razem dobieram jakieś trzy do pięciu par (sześciu w porywach porządku),a reszta? No cóż, zostawiam,może akurat skarpeta do pary (której nie widziałam miesiąc i trochę) się znajdzie..? A może leży pod łóżkiem albo co..? (nie,nie sprawdzę,bo wiem,że nie) No i w ten sposób zebrałam już tyle skarpet,że nie liczę już sztuk,tylko kilogramy pojedynczych diabełków... no,liczyłam,bo dzisiaj wreszcie znalazłam na nie sposób - a może nie tyle znalazłam,co przypomniałam sobie z klas 1-3 podstawówki ;) A mianowicie - wygrzebałam zewsząd i znikąd (przyznam,że gównie z szafy,ekhem-khem...) nastepujące składniki ciekawego zajęcia:
*no,naturalnie kilka najładniejszych skarpet
*całą watę,jaka była w domu
*jakieś nieokreślonego koloru i kształtu kawałki filcu
*mulinę
*markery pernamentne
*igłę i nici
Po ostatnim szczególnie chyba można się domyśleć,co zdziałałam przy okazji Wielkich Porządków w Szafie - uszyłam pluszaki,dla siebie i braci :) Wystarczyło wypchać skarpety watą,zaszyć ozdobić,zero wysiłku i filozofii,milion pięćset ukłuć na palcach - tak to jest,jak człowiek szczerze gardzi naparstkami wzselkiej maści!
No cóż ,w każdym razie chciałąm zwrócić uwagę na to,że z najbardziej wkurzających pierdół z najciemniejszych zakamarków mieszkania można porobić całkiem fajne rzeczy.Wyszły super,ale zdjęcia nie chcą wchodzić - musicie mi uwierzyć na słowo ;)
*no,naturalnie kilka najładniejszych skarpet
*całą watę,jaka była w domu
*jakieś nieokreślonego koloru i kształtu kawałki filcu
*mulinę
*markery pernamentne
*igłę i nici
Po ostatnim szczególnie chyba można się domyśleć,co zdziałałam przy okazji Wielkich Porządków w Szafie - uszyłam pluszaki,dla siebie i braci :) Wystarczyło wypchać skarpety watą,zaszyć ozdobić,zero wysiłku i filozofii,milion pięćset ukłuć na palcach - tak to jest,jak człowiek szczerze gardzi naparstkami wzselkiej maści!
No cóż ,w każdym razie chciałąm zwrócić uwagę na to,że z najbardziej wkurzających pierdół z najciemniejszych zakamarków mieszkania można porobić całkiem fajne rzeczy.Wyszły super,ale zdjęcia nie chcą wchodzić - musicie mi uwierzyć na słowo ;)
czwartek, 28 lutego 2013
Kawa,kawa,kawa...
Istnieje kilka legend na temat pierwszego spożycia kawy jako napoju. Jedna z nich mówi o pewnej osobie, która podróżując po Etopii zaobserwowała niezwykle pobudzone kozy; postanowiła ona spróbować tych samych owoców co kozy i odczuła podobny przypływ energii. Podobna legenda mówi o odkryciu kawy przez etiopskiego pasterza imieniem Kaldi i Legendzie Tańczących Kóz.
wtorek, 26 lutego 2013
Sztuka nowoczesna
To masakrycznie szerokie pojęcie.Jego objętość mnie przeraża.Zawiera ono w sobie zarówno dzieła zapierające dech w piersiach,nieziemskie malowidła na chodnikach,fotomanipulacje,rzeźby kinetyczne,które oświetlone rzucają na ścianę prawdziwe obrazy,grafitti,którego nie powstydziłby się i Leonardo da Vinci (nie mówię tutaj o dewastacji typu "Ruch Chorzów" tudzież pewien-klub-piłkarski na szubienicy),słowem - cuda-niewidy... jak i żałosne obrazy,które lepiej wykonałby przedszkolak i z których normalni ludzie się śmieją (tak się składa,że wbrew światłym tytułom, NIE dostrzegam w np. zielonym trójkącie na granatowym tle sensu istnienia), niby-rzeźby,od których wolę już konstrukcje z klocków Lego w wykonaniu moich młodszych braci...Totalny misz-masz,dla każdego coś.Poniżej przedstawiam Wam,co w moim przekonaniu:
JEST PRAWDZIWĄ SZTUKĄ
ABSOLUTNIE ŻADNĄ SZTUKĄ NIE JEST
Szczerze mówiąc,co do ostatniego miałam wątpliwości,czy aby na pewno bylo to wystawione gdzieś jako sztuka.Niestety,było i wzbudzało zachwyt "oświeconych koneserów".Ja cię solę...
niedziela, 24 lutego 2013
Koncert Biebera
To jest jeden z tych tematów,które ciągną się jak stopiony żółty ser,który przez miesiąc leżał w cieplutkiej,wilgotnej piwnicy.Nie mam zielonego pojęcia,dlaczego wszyscy uwzięli się na gościa,który - fakt faktem - jest kolejną żałosną,wkurzającą gwiazdką popową,ale czy to jedyny taki człowiek?Błagam,nie ma nic bardziej "gimbusowatego" od hejtu na JB tudzież 1D (przy okazji chciałabym zauważyć,że każdy zapewne kojarzy te dwa skróty,a kto wie co oznacza R+?),a opowiadanie o tym,jak to by się na niego poleciało z siekierką,daje stuprocentowy dowód na niedojrzałość.Taka jest moja,a i najprawdopodobniej nie tylko moja,skromna opinia.Ja sama słucham metalu,Rammsteina konkretniej (owo tajemnicze R+) i dopóki nikt mnie nie będzie zmuszał do wypowiedzi swoją głupotą,egzystencja Biebera zwisa mi i powiewa jak kącek srajtaśmy na wietrze. (ach,ta dobitność śląskiej gwary w powiedzonkach babci pra...)
O feriach słów kilka
Subskrybuj:
Posty (Atom)